To niezaprzeczalnie jedna z moim ulubionych warszawskich ulic odkąd pamiętam. Ma swój niepowtarzalny urok, klimacik i zapaszek :) Czasami spacerując Brzeską mam wrażenie, że ta ulica zagina czasoprzestrzeń i przenosi mnie o co najmniej 70 lat wstecz.
O ulicy jak wiadomo krążą legendy rozmaite, wszak wschodzi ona w skład tak zwanego północnopraskiego trójkąta bermudzkiego, ale nie demonizujmy. Coś w tym na pewno jest (sama byłam tu parokrotnie zaczepiana w niewybredny sposób), ale w dzień można Brzeską w miarę spokojnie spacerować nawet bez gazu łzawiącego ;)
Ulicę wytyczono w drugiej połowie XIX wieku. W pierwszych latach XX stulecia ruszyła intensywna zabudowa ulicy kamienicami czynszowymi, których większość należała wówczas do Żydów. Mieszkańcami kamienic ze względu na bliskość Dworca Terespolskiego (zwanego też Brzeskim) byli przeważnie kolejarze, dorożkarze, robotnicy oraz rzemieślnicy. Na ulicy Brzeskiej i w jej najbliższej okolicy prężnie rozwijał się też przemysł. Powstały tu m. in. Stalownia i Fabryki Oczyszczania Spirytusu, a przy Brzeskiej 8 działał młyn Schulza i Parzyńskiego.
Ulica Brzeska to niewątpliwie unikat. Niemalże cała jej zabudowa przetrwała wojnę. Obecnie kamienice są w opłakanym stanie, ale dla mnie to właśnie takie nadgryzione zębem czasu miejsca mają urok.
Jako że zabudowa przetrwałą wojnę, to przetrwały ją także kapliczki. Na Brzeskiej znalazłam ich aż sześć!
Ul. Brzeska 9:
Widać czasy dawnej świetności...
Pewnie kiedyś cała ulica wyglądała tak: