Uwaga - masa zdjęć! Tylko ostrzegam...
W okresie międzywojennym w Warszawie funkcjonowały dwa zwierzyńce -
przy ul. Bagatela i przy ul. Koszykowej (później przeniesiony na Aleję 3
Maja). Oba cieszyły się ogromną popularnością, ale szczęście im nie
sprzyjało. Koszty utrzymania były bardzo wysokie, a na domiar złego w
zwierzyńcu przy Al. 3 Maja wybuchł pożar, w którym straciło życie wiele
zwierząt. Warszawa nadal nie miała ZOO z prawdziwego zdarzenia. Aż do
1928 roku.
Decyzja o utworzeniu Miejskiego Ogrodu Zoologicznego zapadła 14 czerwca 1927 roku. Już 11 marca 1928 r. ZOO zostało otwarte dla zwiedzających. Pierwszym jego kierownikiem został Wenanty Burdziński - założyciel i był dyrektor ogrodu zoologicznego w Kijowie. Wówczas, na obszarze 12 hektarów, znajdowało się 475 okazów zwierząt. Część z nich trafiła ze zlikwidowanych zwierzyńców (tych, o których wspomniałam wcześniej).
Dobrą
passę warszawskiego ZOO przerwał wybuch II wojny światowej. Los
zwierząt był tragiczny. Ze względów bezpieczeństwa personel był zmuszony
odstrzelić zwierzęta drapieżne i słonia Jasia. Słonica Kasia zginęła
podczas bombardowania. Część zwierząt została wywieziona do Niemiec.
Wiele z nich tego nie przeżyło. Od 1940 roku na terenie ZOO działała
tuczarnia świń. Później powstały tu ogródki działkowe.
Odbudowa ruszyła w 1946 roku. Oficjalne otwarcie nastąpiło 22 lipca 1949 roku. Większość zwierząt została podarowano warszawskiemu ZOO przez osoby prywatne. Na przełomie lat 40. i 50.zbudowano m.in. lamparciarnię, akwarium i basen dla niedźwiedzi polarnych. Do ogrodu doprowadzono kanalizację.
Gdzie jest Nemo? :)
Obecnie
ZOO zajmuje powierzchnię 32 hektarów i posiada wiele nowoczesnych
obiektów, takich jak: słoniarnia, ptaszarnia z halą wolnych lotów,
herpetarium i akwarium morskie.
Szczególnie warta uwagi jest Hala Wolnych Lotów - duże pomieszczenie, urządzone jak wilgotna dżungla, z odpowiednią temperaturą. Można tam z bliska przyjrzeć się przelatującym nad głowami egzotycznym ptakom.
Pisanka całoroczna :)
Malutki jak z mamą:
Mały nosorożec Byś już nie taki mały :)
Pewnie utrzymanie niżej wymienionych jest bardzo kosztowne... :)
Uff, ostatnie 5 fotek!
Zdjęcia "miodzio". :-)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie dziwi mnie, że tyle ich wstawiłaś w tej notce. Też często mam dylemat przy odrzucaniu zdjęć do różnych notek. Chciałoby się pokazać jak najwięcej a z drugiej strony pojawia się obawa przed natłokiem informacji graficznej. W tej notce nie ma ani jednego zdjęcia, które byłoby zbędne. Takie jest moje zdanie.
"Numero uno" według mnie to zdjęcie nr 8 (zebry), co wcale nie oznacza, że pozostałe zdjęcia są złe.
Cieszę się, że się podoba :)
UsuńZdjęcia rewelacyjne. Natłok ilości nie dał znać o sobie. Ogląda się z przyjemnością. No może oprócz tego z pająkiem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To dobrze, że zrezygnowałam z dodawania 5-centymetrowego karalucha. Mogłabym ludzi odstraszyć ;)
Usuń